wtorek, 12 czerwca 2018

Bułgaria alternatywnie, vol. 2



Bułgaria wcale nie przestała nas zaskakiwać po pierwszym dniu. Wręcz przeciwnie! Napotkaliśmy wszak miejsca mniej odludne (troszeczkę, tyci tyci), ale inne wyrównały balans z nawiązką. Żebyście mnie tylko źle nie zrozumieli - to nie jest antyreklama. Absolutnie bawiliśmy się doskonale ;) 


Sozopol

Najstarszy kurort w Bułgarii był delikatną odmianą od tego, co widzieliśmy tu do tej pory. Widzieliśmy tubylców, oni widzieli nas. Patrzyli i nie dowierzali, malując swoje tawerny i tarasy, szykując się na sezon. Takich niedobitków o tej porze roku muszą tu widzieć rzadko. Jaki to miało urok!








Arkutino

Z Sozopola udaliśmy się na "piękną i dziewiczą" plażę przy zatoce Arkutino. Na miejscu było bardzo dziewiczo. 


Do plaży prowadziła bardzo klawa drewniana dróżka, ze skrzyżowaniami! Klawość tego miejsca na niej się kończyła. Albo właśnie zaczynała ;>



Na plaży pejzaż rodem z Czarnobyla. A skoro klimat był już odpowiedni, postanowiliśmy odwiedzić też pobliski resort SPA. I mieliśmy na nim całkiem fajny taras widokowy!



Nic dodać nic ująć, idealnie!

Łozenec

Slogany z internetów mówiły, że jest to miasteczko warte odwiedzenia głównie za sprawą typowo bułgarskiej architektury. którą można tu obejrzeć. Architektura była. Ludzi znowu nie. Ach, no i ta typowo bułgarska, to tak wiecie ;)






A najbardziej popularne i zazwyczaj jedyne otwarte sklepy w odwiedzanych przez nas miejscach to składziki z narzędziami, częściami i materiałami budowlanymi. Gdzieżby tam jakieś spożywcze!


Cudem udało się znaleźć jakąś otwartą knajpkę. Wspominanie, że byliśmy jedynymi gośćmi uznaję za zbędne. Oprócz nas był tarator (określiliśmy mianem rozdrobnionej mizerii), ajran i zupa z jagnięciny.


Achtopol

Przed wyjazdem przygotowałam takie małe kompendium wiedzy o miejscach, które zamierzaliśmy odwiedzić. W drodze od jednego do drugiego miasteczka męczyłam współtowarzyszy namiętnym prezentowaniem opisów kolejnych atrakcji. Praktycznie żaden opis się nie sprawdził, ale tu przepaść była piorunująca. Achtopol miał być najbardziej słonecznym miastem w Bułgarii, miał być "miastem miłości", swoistą Wenecją z niepowtarzalną atmosferą. Atmosferę miał, oj miał. 











cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz